|
Wspomnienia por. pil. Mieczysława Sawickiego
(...) Po uwolnieniu się ze spadochronu zbliżyłem się do Spitfire'a, aby zabrać mapy i zauważyłem z mieszanym uczuciem liczne ślady trafień pocisków artylerii plot . Usłyszałem głosy, nawołujące po niemiecku. Na drugim brzegu
kanału w odległości mniej niż 100 m Niemcy próbowali wyważyć drzwi od stodoły. Chcieli użyć ich jako tratwy, bo wszystko, co pływało dawno im zatopiliśmy. Należało jak najprędzej poszukać schronienia.
Za wałem ziemnym, w kierunku południowym widać było szczyt dachu i kominy odosobnionego budynku i tam się skierowałem. Zbliżałem się ostrożnie do jednopiętrowego domu z otwartymi drzwiami i zasłoniętymi oknami. Wszedłem do środka, ale nie zastałem nikogo. Zza szopy, z ziemnego schronu wyszedł stary wieśniak, a za nim parę kobiet i dzieci. Pociągnął mnie za rękaw do izby i dał mi napić się mocnego alkoholu, po czym zapytał:
- Siete aviatore?
- Si! Sono Polacco - odparłem.
- "Polacco Tedesco, ma Polacco Inglese?" - indagował.
- "Polacco Inglese!"
To stwierdzenie wywołało ogólne podniecenie. Okazało się, że w ciągu ostatniej godziny były dwa patrole niemieckie szukające lotnika i groziły, że za ukrywanie lub pomaganie alianckim lotnikom wszyscy mogą być rozstrzelani. Wieśniak potwierdził także, że za kanałem jest oddział niemiecki. Poczciwy staruszek wyprowadził mnie z domu ciągnąc za rękę i przynaglał do pośpiechu, pokazując w kierunku południowym najbliższą drogę do wojsk alianckich. Nie potrzebował przynaglać mnie, bo nie mógł wiedzieć, że trzy i pół roku temu uciekłem spod okupacji w Polsce na Środkowy Wschód i nie miałem iluzji co do konsekwencji ponownego wpadnięcia w ręce niemieckie. (...)
Mieczysław Sawicki
Źródło:
- Sawicki M., Nam strzelać nie kazano... [w:] Lotnictwo (numer specjalny) 1/2008
|
|